Czy „postkomunistyczny…

Czy „postkomunistyczny układ” istniał? Czy Kaczyński tropiąc go zwariował? Niesztampowa ocena bezstronnego historyka epoki, Roberta Krasowskiego:

Kaczyński był wielki, gdy jako pierwszy dostrzegł patologie transformacji i nauczył innych je tropić. Jednak sam nie zdołał ich trafnie zrozumieć. Najbliższy prawdy był w pierwszej fazie transformacji, tej najbardziej dzikiej. Gdy państwo, właściciel wszystkiego, przekazywało majątek w prywatne ręce. Wtedy było tak, jak mówił Kaczyński – kradzież lub wyłudzenie były główną metodą podziału. Politycy, urzędnicy, prokuratorzy nawet nie próbowali temu zapobiec, albo nic nie widzieli, albo sami byli ogarnięci gorączką złota. Trudno im się dziwić, to była największa wyprzedaż w polskiej historii. Objęła nie koszule i buty, lecz fabryki, sklepy, domy, a nawet dwory i pałace. W drugiej fazie transformacji sytuacja się uspokoiła, bezwstydna kradzież zeszła na drugi plan, bo już niewiele zostało do rozdrapania. Jednak ludzie, którzy doszli do fortun na skróty, biznes prowadzili podobnie. Silni gracze niszczyli konkurencję, jeszcze silniejsi kupowali państwowe decyzje, a na słabych polowali urzędnicy nawykli do pobierania haraczu.

W krytyce patologii drugiej fazy Kaczyński już nie był samotny. Opisywano ją różnymi pojęciami – afrykańskiej korupcji, kapitalizmu politycznego, oligarchii czy wreszcie postkomunistycznego układu. Bez względu na to, jaka to była choroba, w trzeciej fazie zderzyła się z mocami większymi od siebie. Wchodzące na polski rynek zachodnie koncerny – banki, ubezpieczyciele, koncerny zbrojeniowe – zażądały czytelnych reguł. Chwilę potem przyszły unijne standardy, wymuszone na rządzie jako warunek akcesji. Za sprawą presji zewnętrznej patologie zostały wciśnięte w bardziej cywilizowane ramy. Co nie znaczy, że polscy przedsiębiorcy nie mieli na co się skarżyć. Wieczna bierność państwa sprawiła, że w pierwszej fazie przegrali wyścig o własność ze złodziejami, w drugiej nie dostali ochrony przed dyktatem urzędników i oligarchów, w trzeciej bez żadnego wsparcia musieli stawić czoła światowym korporacjom.

Kaczyński trzecią fazę zmian kompletnie przegapił. Co sprawiło, że afery Rywina oraz Orlenu, w swojej naturze anachroniczne, przynależne do dwóch pierwszych faz, potraktował jako objawy zaostrzenia choroby. Tymczasem kiedy brał władzę, polski kapitalizm nie był już bardziej chory niż włoski, grecki, węgierski czy bułgarski. Co ważniejsze, polski kapitalizm nie cierpiał już na lokalne dolegliwości związane z wychodzeniem z komunizmu, lecz na najbardziej powszechną na świecie chorobę. Na brak silnego państwa potrafiącego wymusić zdrowe reguły zachowań. Bo zdrowie w świecie społecznym nie jest stanem naturalnym, lecz sztucznym. Nie układ je odbiera, lecz państwo je narzuca. Kaczyński zamiast naprawiać to, co realne, czyli słabe państwo, ścigał to, czego nie było, czyli wszechmocny układ.

pokaż spoiler Robert Krasowski, „Czas Kaczyńskiego. Polityka jako wieczny konflikt”, Warszawa 2016

PS: Diagnoza, mimo że dość empatyczna dla Kaczyńskiego, jest smutna. Bo walcząc z UE i zachodnimi standardami prawnymi niszczy jedyną siłę w kraju, która zaleczyła problem, który tak go bolał w latach 90.

#historiapolitycznaiiirp

#historia #polityka #kaczynski #neuropa #4konserwy #gospodarka #ksiazki #komunizm #gospodarka #gruparatowaniapoziomu

Powered by WPeMatico